Niedziela, pogoda zamówiona, kierunek północny. Spotkaliśmy się pod radiostacją Gliwicką by wykorzystać (mam nadzieję, że jeszcze nie) ostatnie promienie słońca. Zaopatrzeni w optymistyczną prognozę pogody ruszyliśmy w kierunku Tarnowskich Gór by minąć je łukiem i dotrzeć nad jezioro Chechło - Nakło. W gronie optymistów znaleźli się: Jola Maćkowska, Janusz Weres, Marek Bryndza, Krzysztof Bobis, Witek Romanowski i Alfred Sołtys. Jak się okazało, nie tylko nam dopisał optymizm meteorologiczny. Na jeziorze był mały tłok. A na ścieżkach wokół jeziora też nie brakowało osób łaknących promieni słońca i nad głowami też coś latało. Co poniektórzy nawet opalali swoje tatuaże. Wypiwszy małą czarną, w jeszcze czynnym barze, ruszyliśmy wokół jeziora. Czasem brakowało ścieżki ale za to błotka było pod dostatkiem. Opuszczając teren jeziora postanowiliśmy udać się w kierunku Suchej Góry. Tak więc przez Radzionków i Bobrowniki dotarliśmy do Sportowej Doliny DOLOMITY. Krótki odpoczynek przy kolejnej kawce i wio zielonym szlakiem przez rezerwat Segiet, a właściwie tylko jego kawałek już w kierunku domu. Niestety wszystko co miłe kiedyś musi się skończyć, a teraz bardzo szybko, bo dzień coraz krótszy i o 16 już szarówka i robi się chłodno. Nam udało się wrócić przed zmrokiem.
Korzystając z dnia świątecznego, umówiliśmy się na wycieczkę. Ranek zanęcał słonecznie, ale już w drodze na Sikornik, ku naszemu zaskoczeniu zaczęło padać. Gdy skompletowaliśmy czwórkę w składzie: Marek Bryndza, Jola Maćkowska, Witek Romanowski, Janusz Weres, uznaliśmy, że nie damy się zniechęcić i wyruszyliśmy przez Pilchowice w stronę Rud. Świat w kolorze szarym nie nastrajał do kontemplacji krajobrazów, deszcz trochę nas zmoczył, więc zamarzyliśmy w Rudach o kawie. Udało nam się znaleźć otwarty lokal, gdzie zagrzaliśmy się przy małej czarnej. Później przez Sośnicowice i Wilcze Gardło ścigaliśmy się z kolejnymi deszczowymi chmurami w drodze do Gliwic i dzięki temu idealnie zdążyliśmy „na roladkę”. Mimo deszczu wróciliśmy zadowoleni.